poniedziałek, 24 września 2012

MOTOTRIPY MAŁE

PRAGA NOCĄ 22-23.09.2012


Na pomysł aby zwiedzić Pragę nocą wpadliśmy zupełnie przypadkiem, podczas jednego nudnego wieczoru przed telewizorem, a że dni stają się już co raz zimniejsze plan wszedł w życie ekspresowo...



... szybkie pakowanie i o 16 wylecieliśmy z Wrocławia. Dzień wcześniej zabukowaliśmy pokoik w młodzieżowym hostelu blisko centrum i Starego miasta.

(Nawet motocykl udało się przytulić do hostelowego podwóreczka) 



Pierwszym przypadkowym punktem pieszej wycieczki stał się przepiękny architektonicznie aczkolwiek dość zaniedbany największy osobowy dworzec kolejowy w Pradze, i w Czechach. Praha hlavní nádraží.



Pierwszy dworzec został otwarty w 1871 przez Franciszka Józefa I. Pod nazwą Kaiser-Franz-Joseph-Bahnhof był końcowym przystankiem linii kolejowej z Wiednia przez Czeskie Budziejowice (fragment kolei Kaiser-Franz-Josephs-Bahn). W następnych latach dochodziły połączenia w innych kierunkach z kolejnymi miastami.



Później wpadliśmy na obiekt łudząco podobny do Opery Wrocławskiej, który okazał się również budynkiem opery lecz praskiej.
Budynek został wybudowany w stylu neoklasycystycznym w XIX wieku według projektu znakomitych architektów wiedeńskich Fellnera i Helmera. Oficjalnie otwarto go 5 stycznia 1888 roku.



Dalej poszło już z górki - prosto z przecudnie oświetlonego Gmachu Muzeum Narodowego wzdłuż placu Wacława (potocznie nazywanego przez Polaków Wacławiakiem) pomiędzy prostytutkami, drogimi hotelami i czarnoskórymi striptizowymi naganiaczami o woni marihuany, docieramy do Starego Miasta.



Mimo późnej pory 22.30 Rynek Starego Miasta tętniło życiem-
istna Wieża Babel.



Sklepy, sklepiki, stragany, kawiarenki a wszystko to w niesamowitym podświetleniu.



Niesamowite wrażenie robił  Kościół Najświętszej Marii Panny przed Tynem.



Ciasnymi uliczkami Starego Miasta docieramy do Mostu Karola.



O Moście Karola napisano już chyba wszystko więc napiszę tylko, że Most ma prawie 516 m długości i ok. 9,50 m szerokości. Jego 17 łęków spoczywa na 15 filarach. Jest to najstarszy zachowany most kamienny świata o tej rozpiętości przęseł. Początkowo nazywano go Kamiennym lub Praskim Mostem. Nazwa Most Karola przyjęła się dopiero od mniej więcej 1870 roku. Do 1741 roku był jedynym mostem na Wełtawie w mieście. 



Most jest obecnie otwarty tylko dla ruchu pieszego, choć dawniej kursował po nim tramwaj konny, w latach 1905-1908 tramwaj elektryczny, a do 1965 normalny ruch samochodowy.
Jednak dla nas Most Karola nie był klu programu. Koniecznie chcieliśmy dostać się do Złotej Uliczki.



Praga by night - widok z Zamku Królewskiego na Hradczanach godzina 23.30.



Jedno z moich ulubionych miejsc w Pradze - gotycka Katedra św. Wita - w tym świetle była jeszcze piękniejsza i strzelista.



Teatr cieni na tle Katedry św Wita...



...zaabsorbował nas tak bardzo, że nie zauważyliśmy jak o 24 przyszli po nas żołnierze z karabinami oraz psami i odeskortowali nas do bram zamku nakazując wrócić rano.



Skazani na wygnanie pstrykamy jeszcze kilka fotek pięknej budowli i snując się poprzez śpiące już miasto o 2 w nocy docieramy do naszego hostelu.



Rankiem, Złotą uliczkę będziemy zdobywać motongiem.



Na zdjęciu w tle na górze Zamek Królewski na Hradczanach.



Klu programu - Złota Uliczka. 
Program wycieczki został wykonany w 99% tak więc można było pakować się na motocykl i wracać do domu.   


piątek, 31 sierpnia 2012

FILMY


Wideo relacja z Motocyklowego Tripu przez Alpy Austriackie i Włoskie do Wenecji w Lipcu 2012r

Pełna fotorelacja z MotoTripu do Wenecji 
tutaj





-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Wideo relacja z przejazdu Trasą Transfogaraską 
w Rumuńskich Karpatach podczas podróży nad Morze Czarne w Bułgarii - Sierpień 2011r

Pełna Fotorelacja z wyprawy do Rumunii i Bułgarii
tutaj






Dwuczęściowa relacja z Motocyklowego Tripu
 nad Morze Czarne 
do Bułgarii - Sierpień 2011r
 
Pełna Fotorelacja z wyprawy do Rumunii i Bułgarii
tutaj

Część 1




Część 2



---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wideo relacja Motocyklowego Tripu do Chorwacji Sierpniu 2008r



Pełna fotorelacja z Motocyklowego Tripu do Chorwacji
tutaj



środa, 20 czerwca 2012

Mototrip III - Alpy i Wenecja 2012

START 30.06.2012


3200 km / 9dni  

Dzień 1



Sobota 6.30 rano, na kilka minut przed wyjazdem.  
Ostatni rzut oka na czy wszystko jest zapięte na ostatni guzik. Nawigacja zaprogramowana, kufry zapięte. Przed momentem dzwonił Leszek z informacją, że wyjechali z Międzyborza i będą o 8.30 na A4 kilka kilometrów za Węzłem Bielańskim. 
Pogoda jak ta lala, według prognozy.



Leszek z Reginą na Hance czekali na A4 zgodnie z rozkładem, niestety pogoda tego rozkładu nie trzymała się.

Na zdjęciu stacja paliw przed Jędzychowicami



Na tej stacji spotkaliśmy dwóch polskich motocyklistów jadących do Paryża. Jak się później okazało nie dotarli z powodu nawałnic, które pozbawiły ich całego motocyklowego dobytku gdzieś pod granicą francuską. 

Na zdjęciu Leszek mocno niezadowolony z tego, że pogoda nie trzyma się rozkładu.



Kilka kilometrów dalej przekraczamy pierwszą granicę z Bundes-republik Deutschland i ku naszemu zadowoleniu stwierdzamy, że deszcz i czarne chmury udają się na północny zachód. Niestety razem z dwójką motocyklistów ze stacji. Przed nami jeszcze 790 km do pokonania tego dnia.

Na zdjęciu NRD i 165 km za nami.



Pogoda dopisuje, humory również, kierujemy się przez Drezno, Monachium do Zell am See



Jedna z nielicznych autostradowych rozrywek czyli przerwa na na zalanie paliwa, oddanie płynów oraz uzupełnienie energii dzięki konsumpcji batoników. Robi się coraz cieplej.

Na zdjęciu autostradowa rozrywka pod Monachium 740 km od domu



I nastała radość. W oddali pojawił się długo oczekiwany widok, Alpy Bawarskie. Godzina chyba 17

Na zdjęciu E45 i ogromna radość na horyzoncie.



Chwilę później wpadamy do Ausrtrii. Po raz pierwszy podczas naszych wypraw granica z Austrią w Alpach. Do Zell am See już nie daleko.



Przed wyjazdem szukałem w internecie miejsc noclegowych na trasie naszego przejazdu. Na całe szczęście nie dałem się zwieść reklamom zachęcających do bukowania "ostatnich wolnych miejsc" i pojechaliśmy zupełnie w ciemno.
Jak się później okazało była to dobra decyzja.

Na zdjęciu rzeka Inn między Niemcami a Austrią.



Alpy rosły w oczach, ciśnienie rosło w żyłach, zmęczenie zostało unicestwione. Alpy Alpy Alpy...



Zielone pastwiska, alpejskie stoki. Stąd na pewno pochodzi czekoladowa fioletowa krowa od alpejskiego mleka.



Zell am See w prawo...



Przedmieście Zell am See. Cel pierwszego dnia podróży. 950 km na liczniku 12 godzin jazdy. Zmęczenie przeokrutne a radość nie do opisania. Jak się później okazało nie był to najcięższy dzień naszej podróży...


Dzień2




Nocleg znaleźliśmy po drugiej stronie jeziora w miejscowości Thumersbah. 
Za apartament w widocznym na zdjęciu domu zapłaciliśmy 100 E 
czyli po 25 e za osobę. Może nie tak mało ale zmieściliśmy się w dziennym budżecie. W końcu to apartament a nie schronisko młodzieżowe.



Thumersbah podczas niedzielnego porannego spaceru w poszukiwaniu mleka do kawy. Niestety wszystko pozamykane.



Za to widoki rekompensowały pozamykane sklepy w stu procentach, gdzieś tam wysoko jest główny cel naszej dzisiejszej trasy - Grossglockner

Na zdjęciu widok Alp z miasteczka Thumersbah.



Poranne pakowanie, smarowanie i naciąganie.



Jeszcze jezioro w Zell am See ale zaraz będziemy piąć się w górę



Lepszej pogody nie mogliśmy sobie zamówić. Oglądając relacje innych z wypraw w Alpy i Grossglockner sporo z nich było w deszczu i mgle, przy prawie zerowej widoczności.



Cena za wjazd nie mała bo za motocykl 22e a dla "katamaranów" 32e.

Na zdjęciu bramki wjazdowe na Hochalpenstrasse



A czy zabraliśmy ze sobą łańcuchy na koła? :D



A teraz trochę faktów:
Grossglockner – najwyższy szczyt Austrii o wysokości 3798 m n.p.m.
Wznosi się ponad lodowcem Pasterze, do którego prowadzi droga samochodowa (w zimie zamknięta)



To najbardziej malownicza droga w Austrii. Droga ta pnie się serpentynami do krainy wiecznego śniegu, przecinając kolejne strefy geograficzne i klimatyczne. Na odcinku 50 kilometrów pokonuje się różnicę poziomów wynoszącą 1766 metrów!

Na zdjęciu Renata, Regina i Lechu głęboko wstrząśnięci widokami 



Drogę Wysokoalpejską wytyczono w latach 1930 - 1935, ale już w średniowieczu wiódł tędy ważny szlak handlowy między Włochami i Niemcami. Zbudowana została w zaledwie 5 lat przez około 3200 robotników.






Najwyższe punkty trasy wysokoalpejskiej to przełęcz Hochtor (2504 m npm) oraz punkt widokowy Edelweissspitze (2571 m n.p.m.). Z Edelweissspitze roztacza się wspaniały widok na ponad 30 trzytysięczników.

Na zdjęciu motocykl ponad chmurami na Hochalpenstrasse



Gdybyśmy mieli więcej czasu fotografowanie widoków Alpejskich trwałoby cały dzień. Z każdym zakrętem widoki stawały się co raz piękniejsze



Na trasie podjazdów co chwilę spotykaliśmy niezmordowanych kolarzy.



Na zdjęciu podjazd pod Fuscher Törl 2428 m n.p.m




Fuscher Törl 2428 m n.p.m i Lechu który pokazuje, że chce wyżej. Skoro chce to będzie miał.



Na pułapie 2428 m n.p.m. nie całuje się żony tylko gmola! No chyba że żony mają gdzieś gmole...



Niebieski Dwuanodowy Wyrypator Do Raszpli Made in NRD...



...który kolorem, strukturą oraz pozycją przypomina nasze Toi-Toi

Na zdjęciu Lechu który wygląda jakby jechał dwieście Toi-Toiem  szukając urządzenia do pionowego startu bo przecież musiał tu jakoś przylecieć.





Edelweiss Spitze 2571 m n.p.m. oraz widok na 30 trzy tysięczników



Gdzieś tu była gleba uwidoczniona na filmie, bo baba z Czech postanowiła zatrzymać samochód na winklu. Na szczęście postojówa.




Generalnie tutaj drogowców nigdy nie zaskakuje zima, tym bardziej w lecie.



A z górki na pazurki... z Grossglockner kierujemy się w dół w kierunku Lienz a później do Nationalpark Hohe Tauern



Drugiego dnia mieliśmy do przejechania 460 km po Alpejskich zakrętach, podjazdach i zjazdach.



Zjeżdżało się dużo łatwiej niż podjeżdżało. Łatwiej i szybciej




Zjechaliśmy do doliny pomiędzy Wysokimi Taurami a Alpami Gailtalskimi w której leży Lienz



Rondo obfitości w Lienz. Petunie, chryzantemy, tuje, znaki i... palmy. 
Faktycznie temperatura w kotlinie sięgała około 30 stopni ale palmy na rondzie w tym roku w kokosy nie obrodziły.



W Lienz krótka przerwa i lecimy trochę inną drogą na północ kierując się na Wörgl obowiązkowo zaliczając Park Narodowy Wyskokie Taury



A teraz trochę informacji
Park Narodowy Wysokie Taury – park narodowy w Austrii, obejmujący większą część grupy górskiej Wysokie Taury. Najstarszy i największy park narodowy w całej Austrii, a jednocześnie największy obszar chroniony w całych Alpach. Powołany został w 1981 r.



Przez Park Narodowy prowadzi ponad 5 kilometrowy tunel, którym przejazd jest płatny 10 euro




W miejscowości Wörgl opuszczamy ciasne Alpejskie winkle i wpadamy na autostradę, którą dojeżdżamy do Innsbrucka a później przez 7 kilometrowy Landecker Tunnel kierujemy się ku naszej drugiej noclegowni w miejscowości Nauders oddalonej kilka kilometrów od granicy szwajcarskiej i włoskiej.



Na chwilę wpadamy do Szwajcarii...

Na zdjęciu pierwsza załogowa misja na Marsa



...aby po kilkunastu kilometrach przywitać się znowu z Austrią



Szukanie noclegów w Nauders trwało kilkanaście minut ponieważ ta półtora tysięczna Alpejska wioska zajmuje się oprócz rolnictwa turystyką, szczególnie w okresie zimowym więc w okresie letnim oblężenia turystów nie było.



Ruch turystyczny w Nauders zacznie się z pierwszym śniegiem, dlatego ceny nie były wygórowane, 25 euro od osoby za pokój ze śniadaniem oraz garażem dla motocykla.



na zdjęciu kościół św. Walentego z Recji w Nauders.



Każdy prawdziwy i szanujący się mężczyzna oprócz skrzynki z narzędziami, czteropakiem piwa powinien posiadać garaż wypchany motocyklami

Na zdjęciu ja, nie ogarniający pełni mojego szczęścia związanego z tymczasową lokalizacją.


Dzień3




Dzień trzeci naszej wyprawy okazał się najbardziej trudny i wymagający. 
Do zaliczenia mieliśmy dwie przełęcze oraz zjazd z Alp do Wenecji

Na zdjęciu widok z okna o poranku z pokoiku w Nauders



Pierwszą przełęczą na którą obieramy azymut w drodze do Wenecji jest 
Passo del Stelvio

Na zdjęciu Lechu na Hance pod naszą noclegownią.



Granicę z Italią przekraczamy nazajutrz 
po przegranym przez Włochów finale ME z Hiszpanią 4:0



Na zdjęciu jezioro Lago di Resia. Zimą wykorzystywane jest do uprawiania różnych dyscyplin sportowych.
 Warstwa lodu ma wtedy ponad 40 cm grubości



Na zdjęciu wspaniałe widoki na jezioro Lago di Resia, z zatopioną w odmętach wieżą kościoła Altgraun.



Wtedy nie zdawaliśmy sobie sprawy że ten ośnieżony szczyt tam daleko
 i wysoko w tle to pierwszy punkt naszej dzisiejszej podróży, przełęcz Stelvio



Na zdjęciu spryskiwaczowe pole



Dostępu do przełęczy Stelvio strzeże miejscowość Glorenza do której wjeżdża się i wyjeżdża przez dwie baszty




Tak zaczyna się droga na przełęcz Stelvio. Zrobiło się mroźno ciemno i mrocznie



Zauważyłem, że wraz z wzrostem wysokości motocykl zaczął tracić moc co bardzo mocno mnie zaniepokoiło...



...okazało się, że im wyżej tym powietrze jest bardziej rozrzedzone...



... a co za tym idzie gaźniki dostają mniej powietrza niż potrzebują 
i motocykl traci moc.



Przed podróżą bardzo obawiałem się podjazdu pod Grossglockner i nie bezzasadnie bo jedna "postojówa" była, lecz podjazd pod przełęcz Stelvio od strony północnej okazał się nie lada wyzwaniem.




Na zdjęciu w głębi końcowe podejście pod Stelvio.



Nasze motocykle były bardzo załadowane i mimo, że mój ZZR ma ponad 150 koni przy tak rozrzedzonym powietrzu ledwo toczyliśmy się na szczyt.



A teraz trochę faktów
Przełęcz Stelvio 2757 m n.p.m. – najwyższa przejezdna przełęcz we włoskich Alpach Wschodnich.



Na podjazd od strony północnej prowadzi droga o długości 24,3 kilometra przy średnim nachyleniu 7,4 procent, zawierająca 48 ponumerowanych zakrętów. Daje to rzadko spotykane na innych alpejskich drogach przewyższenie trasy wynoszące ponad 1800 metrów. Podjazd od strony południowo-wschodniej liczy 21,5 kilometra przy średnim nachyleniu 7,1 procent (różnica wysokości to 1533 metry).

Na zdjęciu kilka ostatnich zakrętów podjazdu widzianych ze szczytu przełęczy.



W 2007 roku przełęcz pojawiła się w programie "Top Gear", a brytyjski dziennikarz motoryzacyjny, Jeremy Clarkson określił ten pełen serpentyn podjazd jako "najlepszą na świecie drogę do jazdy samochodem". Przełęcz jest brana pod uwagę jako miejsce ewentualnego pościgu samochodowego w najnowszym filmie o Jamesie Bondzie.





Ceny w tym butiku były wprost proporcjonalne do wysokości na której go zbudowano pewnie dla tego, że facet, który w nim pracuje ma dość skomplikowany dojazd do roboty.





Na szczycie dość specyficzny widok. Kolarze, narciarze i motocykliści w samym środku lata a w dodatku w jednym miejscu.



Jedni zbierają, znaczki inni monety a jeszcze inni złom i puszki. A my zbieramy naklejki tylko, że musimy po nie pojechać.



Bo takich dwóch jak nas czworo to nie ma ani jednego.



W informatorach napisane było, że podjazd od strony południowej czyli w naszym przypadku zjazd jest dużo łatwiejszy.



Tak więc na pełnym wyluzowaniu zaczęliśmy zjeżdżać ze Stelvio w kierunku Bormio.




Łatwiejsze nie zawsze oznacza proste.

Na zdjęciu koniec naszego wyluzowania.



Chociaż miałem wrażenie, że ta druga strona Stelvio jest bardziej zielona malownicza i mniej mroczna.



Leszek niektóre winkle brał metodą na Hampla, istnie po żużlowemu. 
Jazda na wprost równa się ze śmiercią.




Niesamowite wrażenie robią tunele-galerie, których na trasie zjazdu jest kilka, trzeba jednak uważać, ponieważ w niektórych są ciasne zakręty na których jest woda więc o ślizg nie trudno.



90 procent pojazdów poruszających się po Stelvio to motocykle 6 procent to rowery, 3 procenty to samochody a pozostały 1 procent to autokary z Niemiec wypchane przerażonymi turystami.




Kolejnym etapem naszej wyprawy była przełęcz Gavia.



Podjazd do niej zaczyna się w Bormio 




Przełęcz Gavia jest mniej znana lecz również niesamowicie malownicza. Podjazd od strony Bormio jest dość łagodny, chociaż droga jest dużo węższa.
Natomiast zjazd nie należy do łatwych nie dość, że droga jest bardzo kręta i wąska to niestety w niezbyt dobrym stanie.



Tutaj samochody zdarzają się już rzadko, ale znacznie wzrasta ruch motocykli.



Droga na Passo del Gavia wspina się dość łagodnie od Strony Bormio na wysokość 2621 m n.p.m.





Droga jest przepiękna, pełna serpentyn zza których wyłaniają się zapierające dech w piersiach alpejskie widoki. Początkowo nachylenie wynosi ok 5%, ale momentami wzrasta nawet do 16%. Średnie nachylenie całego podjazdu wynosi ok 8%.

Na zdjęciu Renata i Regina w kaskach ponieważ mają na uwadze informację z trójkątnego znaku oraz Lechu który bezpieczeństwo ma głęboko w tyle



To już ostatnia wielka przełęcz na trasie naszego przejazdu...



Od tej pory będzie już tylko w dół.



Na wysokości 2500 m n.p.m. mijamy Jezioro Białe (Lago Bianco)



i w dół malowniczymi serpentynami zjeżdżamy do Ponte di Legno





Będziemy stopniowo żegnać się z Alpami...



...po trzech dniach podziwiania alpejskich widoków...



... po przejechaniu 720 km alpejskimi serpentynami...



...po zaliczeniu trzech wielkich przełęczy...



... nie mogliśmy dotrzeć do włoskiego Trento ponieważ utknęliśmy w korku...



... bo z powodu "dzwona" włoska policja zrobiła sobie rysowankę na jezdni wstrzymując ruch na dobre kilkadziesiąt minut.
W tym właśnie momencie skończyła sie bateria w aparacie.
A więc... dalej z Trento przez Dolomity pojechaliśmy bardzo malowniczą Strada Statale 47 (SS47), później przez Bassano del Grappa, Cittadelle, Treviso i docelowo po przejechaniu 390 km dotarliśmy nad Adriatyk a konkretnie do campingowej miejscowości Cavallino.
Cavallino stało się naszą bazą wypadową do oddalonej o 40 km Wenecji.


Dzień4-8


Dotarliśmy na bardzo czysty i przytulny camping "San Marco".
Camping leży bezpośredni nad morzem. Ma bardzo dużą, czystą plażę z leżakami. Na terenie campingu znajdują się sklep i bar.

Na zdjęciu nasza kwatera typu "Maxi Caravan" koszt za dobę 60 euro czyli po 15 euro za osobę (na początku lipca później max do 80 euro)





Sanitariaty są naprawdę na wysokim europejskim poziomie. Kabiny prysznicowe i toalety sprzątane są kilka razy dziennie.



Do Wenecji można dotrzeć w dwojaki sposób...



...tak zwanym tramwajem wodnym z różnych wodnych przystanków ulokowanych na wybrzeżach dookoła Wenecji.
Koszt 7 euro od osoby w jedną stronę...



... lub drogą lądową przez autostradowy most Via Liberta...

Na zdjęciu Grande Canal oraz wodna taksówka, autobus, dostawczak, i łódź codziennego użytku. 
Najpopularniejszym środkiem lokomocji jest vaporeto (tramwaj wodny).



A teraz trochę faktów:
Miasto na wyspie zostało założone w 452 roku przez uciekinierów przed barbarzyńskim plemieniem Hunów. Choć później znalazło się w strefie wpływów Bizancjum, zdołało uzyskać niezależność. Wenecja była państwem-miastem na wzór greckich polis, jej ustrojem była republika.

Na zdjęciu Grande Canal widziany z mostu Rialto.


Patronem miasta jest święty Marek. W bazylice jego imienia złożone są jego (oraz innych świętych) relikwie.



Most Rialto – najstarszy i jedyny do czasu wybudowania Ponte dell'Accademia w 1854 r. most wenecki nad Grand Canal we Włoszech...



... jednak najbardziej popularną nazwą tego mostu jest " Most zakochanych"



Oddalając się od Placu Świętego Marka zagłębiamy się w ciasne brukowane uliczki Wenecji...



... co chwilę mijamy jakiś mostek, jakąś kładeczkę nad jednym z setek kanałów.


Wenecję można zwiedzać w dwojaki sposób, na piechotę błądząc po ciasnych ciemnych uliczkach, lub w gondoli, pływając po setkach wąskich kanałach, które podobno cuchną. My wybraliśmy metodę na "auto nogach" ponieważ wynajęcie gościa z gondolą to koszt 80 euro!



W ogóle wiele osób twierdziło, że Wenecja śmierdzi, po prostu cuchnie.
Podczas naszego pobytu nie "dawało" z kanałów, wcale!



Ważną informacją dla zwiedzających to miasto motocyklem, jest to iż pojazdy silnikowe mogą wjechać do miasta tylko do określonej wysokości. Więc albo znajdziecie płatny parking piętrowy (koszt chyba 15 euro za motocykl 24h) albo...


...zostawicie motocykl na chyba jedynym darmowym parkingu w mieście, który mieści się po prawej stronie Via Liberta, przy samym już wjeździe do miasta.



Trzeba było nieźle się natrudzić aby - znaleźć w ogóle darmowy parking, wyszukać na nim skrawek wolnego miejsca, wmontować tam motonga i na samym końcu oczywiście odszukać go w tej kupie złomu mając nadzieję, że nikt się nie pomylił i nie pojechał na nim do domu.



Na zdjęciu ja. Używam wszystkich swoich wdzięków, aby złapać stopa, który zawiezie nas na przystanek tramwaju wodnego. 
Generalnie nikt się nie zatrzymał :D (słabo z tymi wdziękami) 



Maski weneckie robią niesamowite wrażenie, niestety kosztują kupę kasy ale można kupić miniaturki do przyczepienia na lodówkę lub na bak.





Proponuję zobaczyć Wenecję o dwóch różnych porach dnia. W dzień i wieczorem, ponieważ Wenecja ma dwie twarze, w dzień wszyscy cisną się w ciasnych gwarnych uliczkach a wieczorem zasiadają w cudownie oświetlonych kawiarenkach i restauracjach ulokowanych nad kanałami.



Na zdjęciu prom "miasto" jeden z wielu dokujących w weneckim porcie



Na zdjęciu Renata, Lechu, ja i Lambrusco za 2,8 euro 1,5 litra w naszym lokum



To była ostatnia wieczerza bo następnego dnia...


Dzień8




...kierujemy się lokalnymi drogami w kierunku przejścia granicznego ze Słowenią Nova Gorica



Italia żegna Słowenia wita. Przed nami autostradowy odcinek do granicy z Austrią i do Wiednia.




Na północ! Na Wiedeń! A w tle raz jeszcze Alpy ostatnie pasma ale tym razem już bez podjazdów i przełęczy. To już nie to samo.



Wiedeń zwiedziłem z Renatą podczas powrotu z Rumunii i Bułgarii w 2011r. Zwiedziliśmy centrum ale nie starczyło czasu na Pałac Schönbrunn...



... tak więc korzystając z okazji wpadliśmy na kawę po wiedeńsku na pałacowe ogrody.




Dzień9




Na noc wpadliśmy do Czech do przygranicznej miejscowości Mikulov.
Na szczęście Hotel okazał się... winiarnią usytuowaną zaraz przy stacji benzynowej. 
Tak więc wszyscy poszliśmy spać zatankowani.



Na drugi dzień na autostradzie między Brnem a Olomucem powstały zniszczenia...



... przy 140km/h wpadłem w dziurę i błotnik poszedł w pół...



Granicę, tak jak podczas dwóch poprzednich Moto Tripów przekraczamy w Boboszowie. Mam jakiś sentyment do tego przejścia. Za każdym razem robię takie samo zdjęcie Tym razem stoją na nim dwa motocykle.

Podsumowując nasz wyjazd. 
Odwiedziliśmy Niemcy, Austrię, Szwajcarię, Włochy, Słowenię, Czechy
Wjechaliśmy na trzy wielkie przełęcze Grossglockner, Stelvio , Gavia
Zobaczyliśmy Wenecję
Przejechaliśmy 3200km 
Całkowity koszt 1900 zł za osobę na 9 dni ( paliwo, noclegi, wyżywienie, winiety, zwiedzanie, pamiątki)