sobota, 6 sierpnia 2016

MotoTrip VI - Montenegro 2015




Polska - Czechy - Słowacja - Węgry - Chorwacja - Bośnia - Czrnogóra - Serbia - 3500 km w 14 dni


Pomysł na cel kolejnej wyprawy zrodził się rok temu podczas podróży do Albanii. Przejeżdżaliśmy wtedy "tranzytem" przez Czarnogórę i gdy zostawialiśmy za sobą te piękne krajobrazy tego malutkiego państewka obiecaliśmy sobie, że wrócimy tam aby dokładnie przyjrzeć się Czrnogórze

[ na zdjęciu. pierwszy postój gdzieś na A4]


Tym razem, przez Czechy i Słowację przejechaliśmy mniej uczęszczanymi bocznymi drogami, przerwy robiąc tylko na tankowanie.


Kłopoty zaczęły się kilka kilometrów od granicy słowacko-węgierskiej gdy w Lechowej Hondzie skończył się prąd w tylnej lampie i kierunkach.


Szybki, rzut okiem na bezpieczniki, wymiana przepalonego i po kłopocie. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że tak właśnie wygląda początek kłopotów, które zburzyły cały misterny plan podróży.


Każda chwila jest odpowiednia dla regeneracji sił, nawet awaria elektryki

[na zdjęciu - Renata tnie komara w  węgiersko-słowackim Komarnie]



Ponieważ już starożytni rzymianie wiedzieli, że najlepszym środkiem transportu w wielkim mieście jest metro...


...nocne zwiedzanie Budapesztu zaczęliśmy od walki z mówiącym do nas po madziarsku biletomatem. (Równie dobrze mógłby mówić w Aramejskim)


Na zdjęciu Zamek Var i kilka faktów - Mimo wielu badań i wysiłków do dziś historycy nie potrafią określić, w którym dokładnie miejscu wzgórza stanęła pierwsza siedziba królewska. Najwięcej zwolenników ma teza jakoby pierwsze trzynastowieczne zabudowania o takim charakterze powstały w okolicy ulicy Táncsicsa, zaś władcy z dynastii Andegaweńskiej postanowili przenieść się nieco bardziej na południe. Faktem jest jednak, iż rzeczywisty zamek zaistniał dopiero w XIV wieku przekształcając Budę w najważniejszy na Węgrzech ośrodek polityczno-kulturalny, wyprzedzając w tym względzie Visegrád i Esztergom. Co prawda król Karol Robert większość czasu starał się spędzać w swej dawnej siedzibie nad zakolem Dunaju, jednak już jego syn, Ludwik Wielki, rozpoczął rozbudowę fortyfikacji budańskich, wzniesionych niedługo po ataku mongolskim z XIII wieku. Z tego okresu pochodzą fragmenty wieży św. Stefana zachowane w południowej części zamku oraz tzw. bastion dynastii Andegaweńskiej, który można podziwiać na dziedzińcu Muzeum Wojny. Do czasów współczesnych zachowały się również elementy zabudowy średniowiecznej przy północno-zachodniej ścianie zamku.


Na zdjęciu most łańcuchowy Lanchid - Budowę mostu, według projektu Anglika Tierney'a William'a Clark'a rozpoczęto w 1840 roku i trwałą ona 9 lat. Most Łańcuchowy uważany jest za najpiękniejszy nad całym Dunajem i po dziś dzień jest obok Zamku i Parlamentu uważany jest z najważniejszym i najbardziej rozpoznawalny symbol Budapesztu. Z mostem związana jest często opowiadana przez przewodników legenda o zdobiących go czterech kamiennych posągach lwów. W trakcie ceremonii ich odsłonięcia w 1853 roku, pewien szewc, Jakub Frick, krzyknął, że lwy są do niczego, bo nie mają języków. Tłum zareagował bardzo żywiołowym śmiechem, a autor rzeźb, János Marschalko, ze wstydu rzucił się do rzeki i utonął. W rzeczywistości lwy mają języki, są one jednak schowane za kłami a rzeźbiarz dożył późnej starości tłumacząc, że "lew to nie pies, żeby leżeć z, za przeproszeniem, wywalonym jęzorem."


Tak więc ponieważ lew to nie pies a człowiek nie wielbłąd i pić musi, nie było innej możliwości niż zamilknąć na kilka chwil.


Będąc w Budapeszcie wcześniej dwa razy podczas powrotu z Bułgarii w 2011r i w 2013r gdy wracaliśmy z chorwackiej Istrii, nie udało nam się zobaczyć węgierskiego parlamentu. I to był błąd!



 Budowa tego niezwykłego gmachu trwała od 1885 do 1904 roku, jednak pierwsze posiedzenie odbyło się już w 1896 roku, podczas hucznie obchodzonej rocznicy 1000-lecia Węgier. Przy jego wznoszeniu pracowało ponad 1000 osób, zużyto 40 kilogramów złota i ponad 40 milionów cegieł.


Gmach ma naprawdę imponujące rozmiary: powierzchnia użytkowa wynosi 17.000 m2, długość - 168m, szerokość - 118m, a wysokość kopuły - 96m. Wewnątrz znajduje się blisko 700 pomieszczeń, które oprócz sali obrad mieszczą również siedziby prawie wszystkich instytucji rządowych i wielu ministerstw. W Parlamencie przechowywane są insygnia władzy królewskiej pierwszego króla węgierskiego, św. Stefana, uznawane przez Węgrów za prawdziwą narodową relikwię.


Ogromne koło ustawione na placu Erzsébet w V. dzielnicy. Wysokość konstrukcji 65 m. Oficjalnie eksploatacja rozpoczęła się 7 czerwca w dniu otwarcia Festiwalu Śródmieścia. Jest to wspólne przedsięwzięcie samorządu V. dzielnicy i Festiwalu Sziget. Na placu Erzsébet koło było tylko przez kilka tygodni(od 7 do 21. czerwca), później miało być przeniesione na teren Festiwalu Sziget. Koszt inwestycji ponad 150 milionów forintów. Cena biletu 2400 Ft, bilet ulgowy 1500 Ft. Koło może zabrać jednocześnie 336 podróżnych. Jest to największa mobilna konstrukcja w Europie.


Dnia następnego zamiast udać się do Sarajewa, zostaliśmy uziemieni na amen w Budapeszcie.
Na środku mostu nad Dunajem w Hondzie skończył się prąd.


Godzinne podróżowanie po instalacji elektrycznej nie doprowadziło nas nigdzie. Z pomocą przybył nieoczekiwanie węgierski motonita o dumnym imieniu Atilla, który po znajomości załatwił busa.


Gdy tak zastanawialiśmy się co począć dalej, jak znaleźć serwis, dokąd zabrać Hondę tym busem, na miejscu pojawił się biały opel, którego kierowca Zenek okazał się być Polakiem mieszkającym od 20 lat na Węgrzech.


Wspólnie postanowiliśmy, że zawieziemy Hondę do Zenka a następnego dnia czyli w poniedziałek objedziemy serwisy i dzięki temu, że mamy kogoś kto mówi po węgiersku załatwimy szybko naprawę.


Niestety, często nic nie jest tak proste, na jakie wygląda.
W Poniedziałek rano okazało się, że pierwszy serwis jest cały na...urlopie, w drugim na urlopie są tylko mechanicy, a trzeci z powodu, że dwa pozostałe są na urlopach jest zawalony robotą aż do września. Dopiero chyba jakieś czary i szemrane znajomości Zenka spowodowały, że znalazł się jeszcze jeden mało znany serwis, którego załoga obiecała, że rzuci wszystko z racji naszego trudnego położenia i postara się przywrócić Hondę do życia.

[na zdjęciu Renata i życzliwy nam Atilla i jego Intruder z wielką węgierską flagą]






Z racji niepewnej sytuacji kolejne dwa dni spędziliśmy w...Budapeszcie...
 ...zwiedzając go w słońcu...


...we mgle...


...w deszczu...



...w kolejce na "Wzgórzu Gellerta"...


...kimając nad Dunajem na pięknej miejskiej zieleni...


...chłodząc się nieznaną dotąd technologią...





Po dwóch dniach w spędzonych Budapeszcie podjęliśmy ciężką decyzję, że Leszek zostaje i czeka na ekspertyzę z serwisu a my jedziemy dalej sami do Sarajewa. W przypadku jeżeli serwis naprawi motocykl dojedzie do nas w Sarajewie, a jeżeli nie, będzie czekał na busa z Polski, który przyjedzie i zabierze go do domu.


Samotnie w pojedynkę kontynuowaliśmy naszą dalszą podróż na południe...


...mijając kolejne granice, z Chorawcją...


...z Bośnią i Hercegowiną. 
A Lechu wciąż nie dawał znaku i nie dzwonił, nie pisał...


Aż w końcu późnym popołudniem sto kilometrów przed Sarajewem zadzwonił.
Motocykl został naprawiony, awaria usunięta, właśnie pakuje się i opuszcza Budapeszt, będzie w nocy w Sarajewie. Mechanicy musieli wymienić spory kawał instalacji, która spaliła się.

[na zdjęciu ja, odbierający bardzo dobrą nowinę]


Postanowiliśmy to uczcić obiadem. Nie bardzo rozumieliśmy Bośniackie menu więc zamówiliśmy na pałę, w ciemno. Kiedy kelner przyniósł "michę" zrozumieliśmy swój błąd. Gramatura potraw była przeznaczona dla czterech osób. No cóż resztę zapakowaliśmy dla Lecha, gdy dotrze w nocy do Sarajewa na pewno będzie głodny.





Lechu dotarł o 1 w nocy do hotelu. Poranek już w komplecie zaczęliśmy od kawy i szybkiego zwiedzania z pokładu motocykla Sarajewa.  


W Sarajewie byliśmy już w 2008r. Od tamtego czasu miasto zmieniło się.


Powstało sporo nowoczesnych biurowców na skalę europejską, powstają nowe markowe centra handlowe, hotele,


na ulicach od wczesnych godzin kwitnie życie towarzyskie w kawiarniach i restauracjach,

ale nadal widoczne są wszędzie ślady po wojnie domowej z lat 90-tych, ślady po kulach na fasadach budynków oraz pozawalane i ogrodzone domy.  




Sarajewo opuszczamy rano i już w komplecie kierujemy się na południe w kierunku granicy z Czarnogórą.


Która wijąc się pomiędzy górami i kryjąc się w wykutych w skałach tunelach...


...nagle po prostu się skończyła!


Kilkanaście ostatnich kilometrów do granicy przejechaliśmy trochę w stylu offroadowym.


Ostatni postój przed granicą bośniacko - czarnogórską



Granica nie należała raczej do bardzo uczęszczanych, być może właśnie dla tego, iż ciężko do niej dojechać.



Most graniczny o ruchu wahadłowym, stylem przypominał mi trochę widoczek z filmu o Rambo, gdzieś w dalekiej Kambodży,


a pod spodem przepływała słynąca ze spływów raftingowych rzeka Piva, czyli kolejny cel naszej wyprawy.


Po drugiej stronie granicy sytuacja na drodze bardzo mocno się poprawiła...


skończyły się drogi szutrowe, pojawił się całkiem dobry asfalt,


a oprócz tuneli i gór po prawej stronie drogi przybył jeszcze jeden element krajobrazu...


Kanion Rzeki Pivy oraz zaprzeczający wszelkim prawom fizyki most,


łączący ze sobą obydwa brzegi kanionu, mierzącego momentami nawet 1200 m wysokości

















Nieopodal Mratinje przecina ją zapora wybudowanej w 1975 elektrowni wodnej, tworząca tam sztuczne jezioro o powierzchni 12,5 km². 








Jadąc wzdłuż jeziora zaporowego na Pivie poprzez niezliczone ilości tuneli wykutych w skałach


kierowaliśmy się do kolejnego celu naszej podróży.








Park Narodowy Dumitorobejmuje malowniczy i najgłębszy w Europie kanion rzeki Tary dochodzący nawet do 1300 m głębokości. Według jednej z koncepcji, nazwa Durmitoru oznacza rzekę płynącą z gór i jest jak najbardziej adekwatna do tego regionu.


Durmitor to góry wapienne, pełno tu więc zjawisk krasowych, niezwykle głębokich kanionów, jaskiń, źródeł wypływających wprost ze skał i rzek tajemniczo znikających pod ziemią.


Tereny parku Durmitor zostały w 1980 roku wpisane przez UNESCO na listę światowego dziedzictwa kulturalnego i przyrodniczego.


Durmitor w lekkim deszczu przeprowadził nas swoimi pustymi i krętymi dróżkami przez krajobrazy wyjęte niczym z bajkowej krainy...


...wszędzie dookoła tylko góry, asfaltowa wstęga i co chwilę patrzące w naszą stronę setki oczu biegających samopas owiec. Nie sądziłem, że Durmitor zrobi na mnie takie wrażenie.


Po zjechaniu z Durmitoru skierowaliśmy się bezpośrednio w kierunku wybrzeża aby znaleźć bazę wypadową do zwiedzania Czarnogóry.


Wybór padł na najdalej wysunięte na południe miasto na wybrzeżu czarnogórskim, oddalone o kilka kilometrów od granicy Albanii, Ulcinj.


Ulcinj obecnie jest po Budvie najchętniej odwiedzanym kurortem w Czarnogórze.


Apartament znalazł nas właściwie sam, ponieważ na wjeździe do miasta, zatrzymał nas swoim samochodem właściciel agencji turystycznej,który za niewielkie pieniądze wynajął nam lokum w niesamowitej scenerii Adriatyku i widokiem na stare miasto.


Widok z pokoju o poranku.


Plaża miejska w Ulcinj odstrasza skutecznie o każdej porze dnia, rano i po południu tym, że oblega ją setki osób a wieczorem syfem, który pozostaje po plażowiczach. Plaża jest co prawda sprzątana co wieczór po to aby od rana znowu mogła zapełnić się wczasowiczami.


Jedynym ratunkiem przed tym tłumem są małe ale za to urokliwe plaże ukryte wśród skał tego małego miasteczka. Jest ich kilka, nie są co prawda piaszczyste ale za to puste.










Ulcinj ma przepięknie położone stare miasto, znajdujące się na północ od plaży miejskiej.







Tam znajdziesz najlepsze restauracje w mieście i urokliwe zakątki wśród sieci wąskich uliczek. 


W przeciwieństwie do starówek Budvy, czy miast Zatoki Kotorskiej, ta nie jest do końca odrestaurowana. Pośród wspaniałych willi z kolorowymi okiennicami znajdują się gruzowiska, które psują ogólne wrażenie.



Atutem Ulcinja są rozległe piaszczyste plaże (przykładowo) Velika plaža (Wielka plaża) - piaszczysta, długość 13 km (najdłuższa plaża po tej stronie Adriatyku), Mala plaža (Mała plaża) - piaszczysta, długość 700m (plaża miejska w najbardziej atrakcyjnej części miasta, w pobliżu starówki), Ada - piaszczysta plaża, długości 3 km, część przeznaczona dla naturystów (w pobliżu osiedle naturystyczne), Valdanos - plaża żwirowa, długości ok. 800 m, położona wśród gajów oliwnych.


Plaże podzielone są na sektory, prywatne z płatnymi leżakami i parasolami oraz niczyje, na których można bez problemu i bez ścisku rozłożyć się z własnym osprzętem.


Motocyklem można dosłownie wjechać na plażę. 


Jako, że Ulcinj leży w niedalekim sąsiedztwie Jeziora Szkoderskiego stało się ono kolejnym punktem naszej motocyklowej wyprawy. 


Jezioro Szkoderskie największe jezioro na Bałkanach odwiedziliśmy już rok wcześniej podczas Tripu do Albanii...


z tym, że przejechaliśmy wtedy jego drugim brzegiem, który nie jest górzysty i widok na jezioro nie był tak spektakularny jak tym razem.





Rakija a nie owoce tego straganu spowodowały, że utworzyliśmy kolejkę.


Budva, Sv. Stefan, Mauzoleum na Lovcen, Kotor i Boka Kotorska to cel kolejnej eskapady po Czarnogórze.


Do Mauzoleum na Lovcen z Budvy prowadzi bardzo malownicza droga [M2.3], która z początku wspina się na okalające Budvę szczyty dając niesamowite widoki na samo miasto oraz okoliczne nadmorskie miasteczka a potem znika w głębi gór.


Do samego Mauzoleum prowadzi kręta droga, przez Krajobrazowy Park Narodowy Lovcen, wjazd na teren parku jest płatny. 


Ostatniego podejścia trzeba dokonać na pieszo, można wybrać się tam schodami i tunelem wykutym w skale, lub obejść tunel wspinając się po zboczu góry wyznaczonym szlakiem.


Z samego szczytu Lovcen rozciąga się niesamowity widok, na chyba całą Czarnogórę. Na południu zobaczymy potężne masywy górskie Albanii oraz Jezioro Szkoderskie, na północy Chorwację, daleko na wschodzie Bośnię i Hercegowinę a od zachodu bezkres Adriatyku.


U samych stóp w dole pomiędzy wierzchołkami gór majaczy w oddali piękny błękit Boki Kotorskiej.


Mauzoleum Piotra II Petrowicia-Niegosza – grobowiec ostatniego władyki Czarnogóry, Piotra II Petrowicia-Niegosza, usytuowany na szczycie Jezerskim w paśmie gór Lovćenu. Wzniesiony na przełomie lat 60. i 70. XX wieku na miejscu wcześniejszej prawo sławnej kaplicy.


[ Na zdjęciu grobowiec Piotra II Petrowicia-Niegosza ]


Schodząc ze szczytu napotykamy ułożone przez turystów, spotykane chyba na całym świecie piramidki z kamieni... 


...pozostawiamy więc również swoją.


Z Lovcen do Kotoru prowadzi tzw. "Stara droga na Cetynię"...


...która wijąc się po zboczu prawie pionowego masywu, ukazuje nam w dole zapierający dech w piersiach widok na Bokę Kotorską .



W przeszłości Sveti Stefan, w bliskim sąsiedztwie Budwy, był wioską rybacką, ale od lat 50. ubiegłego wieku mieszkańcy, którzy zajmowali się rybołówstwem lub wytłaczaniem oliwy, zostali przesiedleni w głąb lądu. Kompletnie odrestaurowano osiemdziesiąt oryginalnych kamiennych domków z czerwonymi dachami, tj. wszystkie, jakie znajdują się na wyspie. Nie mają one numerów, lecz romantyczne nazwy, np. "Pod kwiatem pomarańczy" i "Pod rozgwiazdą morską".


Nasza podróż powoli dobiegała końca, w planach mieliśmy jeszcze podczas powrotu zajechać do Rumunii aby przejechać się Transfogaraską oraz Transalpiną. Niestety znowu pojawiły się problemy z instalacją elektryczną w Hondzie...


Po spędzeniu nocy w serbskim Niszu wspólnie podjęliśmy decyzję, że nie będziemy ryzykować i autostradowo zjedziemy do Polski.


Na ostatnią noc podróży zajechaliśmy do jakże dobrze nam już znanego Budapesztu





The End. Ostatnia, tradycyjna już fotka z granicą Polski 

4 komentarze:

  1. Wspaniała podróż w nieznane ! Piękne zdjęcia i opisy ...warte uwagi ! Dziękuję wam za przybliżenie do natury j przygody z nią ! Pozdro600. Kubek

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam takie podróże :) Motocykle, znajomi i prostooo przed siebie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oglądając zdjęcia, pragnąłem tam być. Cudowna wycieczka. Popieram taki styl odpoczynku. Pozdrowienia kumplu. Jarek Zamara.

    OdpowiedzUsuń
  4. 37 year old Software Consultant Xerxes Mapston, hailing from Quesnel enjoys watching movies like Body of War and Photography. Took a trip to Tsingy de Bemaraha Strict Nature Reserve and drives a 3500. Jej komentarz jest tutaj

    OdpowiedzUsuń