piątek, 16 sierpnia 2013

MotoTrip IV - Istria 2013


START 30.06.2013


Polska - Czechy - Austria - Słowenia - Chorwacja - Węgry -Słowacja - Czechy - Polska

2600 km/ 13 dni


Niedziela 30. czerwca, godzina 9. Rozpoczynamy kolejną przygodę. Do pokonania 420 km w pierwszym dniu.


Przed Głuchołazami nawigacja zrobiła nam psikusa i poprowadziła nas przez wioski na nikomu nie znane przejście graniczne w... Sławniowicach :). Przyznam się, że w tak dziwnym miejscu nie opuszczaliśmy jeszcze kraju. 





Po pokonaniu czeskich gór i ciasnych winkli, pod Jesenikiem wyszło słońce i z 10 stopni zrobiło się 20. Zaczyna się dobrze znany i lubiany sposób podróżowania tzw od stacji do stacji.


Na kolejnym postoju w Czechach, kilka kilometrów od Brna, spotykamy lokalnego motonitę na GTR 1400. Dla mnie to spotkanie miało szczególny charakter, gdyż w tym roku przymierzałem się do zamiany na ten właśnie model. No, ale jak na razie pamiątkowa fotka uwieczniająca spotkanie pokoleń.


Na ostatnim postoju przed granicą z Austrią, szybkie zakupy w czeskim Mikulov. Kilka bułek oraz wino i browar. Mikulov znany jest z winnic, trzeba uzupełnić zapasy przed nocnym zwiedzaniem Wiednia.


Bardzo przyjemny Hostel Do Step Inn. Znajduje się w samym centrum Wiednia. Obok dworca wschodniego. Ceny europejskie - 50 euro za pokój dwuosobowy. W środku mix narodów od rozkrzyczanych Azjatów po czarnych jak smoła przybyszów z głębokiej Afryki.


Bardzo dobra miejscówka do zwiedzania Wiednia. Dosłownie kilkanaście minut na autonogach od dwóch bardzo ważnych punktów. Zimowej rezydencji Habsburgów - Pałacu Hofburg oraz od Pałacu Schonbrunn.
Niedaleko Hostelu znajduje się stacja metra, dzięki której można udać się w dowolną część miasta.


Nocne zwiedzanie Wiednia rozpoczęliśmy zupełnie przypadkowo od budynku Parlamentu...


...przed którym stoi sobie pomnik Ateny


Ni stąd, ni zowąd zostaliśmy zaatakowani przez stwora, który okazał się wieżą kościelną :) A może po prostu czeskie piwo za bardzo pobudziło naszą wyobraźnię. 


Po dwóch godzinach tułaczki po co raz bardziej opustoszałych wiedeńskich uliczkach docieramy do celu. Pałac Hofburg - buziak się należy.


Poranek w Wiedniu musi rozpocząć się od... kawy. Przy okazji trzeba przestudiować mapę. Postanowiliśmy zmodyfikować trasę i z Wiednia do Grazu pojechać przez ostatnie wschodnie alpejskie pasma.  


Niestety nie były one tak monumentalne jak podczas naszej wyprawy sprzed roku do Wenecji gdy podjeżdżaliśmy na największe alpejskie przełęcze. Mimo to przejazd przez ostatnią część Alp Wschodnich był miłym urozmaiceniem od monotonnych autostradowych widoków.


Alpejskie widoki można doskonale podziwiać zarówno w pionie jak i w poziomie.
Kolejne tankowanie i odpoczynek niedaleko Graz. 


Późnym popołudniem docieramy do północnej granicy Słoweńsko - Chorwackiej
Nareszcie jesteśmy na Istrii!


Okazało się, że dnia 1 Lipca 2013 roku czyli w dniu naszego przyjazdu do Chorwacji, kraj ten wstępował do Unii Europejskiej. Byliśmy jednymi z pierwszych witających nowych sojuszników :)
Niestety na granicy nie było kwiatów ani cukierków.

Między Vrsar i Rovinj znajduje się kanion o długości 10 km i szerokości 600 m, ze ścianami o 150 m wysokości, stromo wpadającymi do morza. Kanał Limski jest miejscem hodowli ostryg i małż, dlatego nie można przegapić okazji i spróbować ich w znakomitych restauracjach.


Kanał Limski (nazywany fiordem) nie jest w rzeczywistości fiordem, ponieważ ląd nie został wyrzeźbiony przez lodowiec, tylko przez erozję gruntu dzięki rzece w drodze do Morza Adriatyckiego, gdy poziom morza był niższy.


Mimo to stanowi nie lada atrakcję turystyczną. Kanał Limski można oglądać z drogi lub wykupić sobie wycieczkę statkiem z jednego z okolicznych portowych miasteczek. 
Rovinj, Vrsar, czy Porec.


Statki pełne nadźganych rozśpiewanych turystów jeden za drugim dobijały do przystani na końcu kanału a ich wesołe śpiewy i okrzyki odbijały się od wysokich na 150 metrów klifów. 
My wybraliśmy dwukołową metodę zobaczenia tego cudu natury. 


Przed wyjazdem na chorwacką Istrię postanowiliśmy, że zwiedzimy najbardziej słynne miasto tego półwyspu czyli Pulę.
 Miasto, które miało okazać się szlagierem, dla nas okazało się przereklamowane.


Jedynie na uwagę zasługuje przepiękny i zachowany w doskonałym stanie rzymski Amfiteatr, który został zbudowany najprawdopodobniej przez cesarza rzymskiego Wespazjana, mógł on pomieścić 23 tys. ludzi, a na jego terenie organizowane były walki Gladiatorów oraz dzikich zwierząt. Obecnie jest on jednym z trzech najlepiej zachowanych amfiteatrów Starożytnego Rzymu (dwa inne to Koloseum i amfiteatr w Al-Dżamm)


W Amfiteatrze prócz walk Gladiatorów i dzikich zwierząt można... przyprawić komuś rogi.


Rovinj. Miasteczko, które było celem naszego Tripu. Tutaj planowaliśmy założyć "bazę wypadową" do zwiedzenia całej Istrii. 


Wybór okazał się strzałem w dziesiątkę. Miasteczko zachwyciło nas swoją malowniczością, usytuowaniem oraz całym mnóstwem pięknych wąskich uliczek na których znajdują się setki klimatycznych restauracji, pubów i kawiarenek.


Historia miasta Rovinj sięga VII w p.n.e. kiedy to założyli je i zamieszkiwali w nim członkowie plemienia Iliria.


Miasto od początku swojego istnienia aż do roku 1763 leżało na wyspie, lecz z powodu ciągłych ataków min. Słowian, Saracenów oraz piratów, zasypano cieśninę łącząc miasto z lądem


Od XIII do XVIII wieku miasto należało do Republiki Wenecji, która nadała temu miejscu swoisty wenecki klimat.


Do pełni szczęścia brakuje tylko słynnych kanałów lecz ciasnota uliczek, wyślizgany bruk...


...oraz wiszące nad głowami pranie przywodzi na myśl tylko jedno skojarzenie - "Mała Wenecja"


Po upadku Wenecjan i po czasach napoleoński miasto trafiło stało się częścią Cesarstwa Austriackiego a na początku XX wieku należało do Włoch by po II Wojnie Światowej stać się częścią Republiki Jugosławii a po jej rozpadzie do Republiki Chorwacji.


Do dzisiaj 30% populacji miasta stanowią Włosi a język włoski jest bardzo często słyszany w sklepach, restauracjach czy na ulicy.


Ponieważ mieliśmy już bazę wypadową na Istrię ruszyliśmy zobaczyć okoliczne nadmorskie miejscowości.


Pierwszą na trasie naszej wycieczki był Vrsar, niewielka turystyczna mieścinka położona 3 km na północ od Kanału Limskiego.


Miasteczko dzieli się na dwie części - stare miasto, położone na wzniesieniu, które wygląda jakby czas zatrzymał się tu w latach 50...


oraz marinę i promenadę, na której kwitnie życie turystyczne.


Kolejnym miasteczkiem, do którego dotarliśmy był Porec.


Historia miasta jest analogiczna do Rovinj. Założyli je Ilriowie gdzieś w V w p.n.e. którzy byli prani przez Turków, Saracenów i Słowian. Później miasto przejęli Wenecjanie, Austriacy, Włosi i Chorwaci.


Miasto raczej wygląda na ubogie i zaniedbane. Jednakże dzięki rozwijającej się w szybkim tempie turystyce, powoli nabiera blasku.


Oddalając się od portu zagłębiamy się w starówkę i odkrywamy uroki tego również magicznego miasteczka. Uliczki nie są tak ciasne i "weneckie" jak w Rovinj ale pełne rozkrzyczanych handlarzy, artystów oraz przekupniów. 


Prince of Venice.  Klimatyzowany katamaran, który w około 2,5h przewozi pasażerów z Porec do leżącej na przeciwległym brzegu Wenecji. Katamaran wypływa rano, przybija do Placu Św. Marka i wieczorem wraca z powrotem. Koszt wycieczki w dwie strony to około 50 euro za osobę. Z prostych matematycznych obliczeń wynika, że bardziej opłaca się dojechać do Wenecji i wrócić motocyklem, drogą lądową. Odległość do przejechania to około 250 km w jedną stronę.


A tak wygląda Renata na tle oddalonej o 5 km Rovinj. W tle panorama na miasteczko i widoczna wieża kościoła św. Eufemii. Jeżeli spojrzeć pod odpowiednim kątem można zobaczyć linię horyzontu na Adriatyku. O odpowiedniej porze dnia kiedy słońce pada pod innym kątem, widok z tego miejsca na miasteczko jest jeszcze bardziej cudny gdyż całość skąpana jest w błękicie morza.


Jedno z moich najbardziej ulubionych zdjęć z tej wyprawy.


Raz jeszcze panorama na zachodzące Słońce w Rovinj...


...oraz na sprawców całego zamieszania.


A teraz będzie coś dla miłośników plażowania.


Zlatni Rt to półwysep na południe od Rovinj, na którym znajduje się ponad 4 kilometry plaż oraz przepiękny park arboretum.


Niezliczone parkowe alejki ciągnące się w pomiędzy dającymi  boski cień drzewami doprowadzają nas na wybrane plaże.


A plaże są przeróżne. Im dalej od miasteczka, tym bardziej bezludne...


... skaliste z pięknymi widokami i bardziej błękitnym morzem...


...oraz bardziej dzikie.


Niespodziewanie w porcie w Rovinj trafiamy na granicę państwa. Celników brak więc dajemy dyla na drugą stronę. No, ale bycie w UE do czegoś zobowiązuje :)


Moi towarzysze wszystkich wypraw -  sam na sam ze sobą. Kwieciście cukierkowo.


Ostatni rzut oka na jeden z najcudniejszych plenerów tego miasteczka...


oraz pamiątkowe zdjęcie z szefem i obsługą naszej ulubionej jadło-i-kawo-dajni.


Czas ruszać dalej. Pierwszy postój Tunel Ućka 5062 m. Przejazd tym tunelem jest płatny. Otwarta jest tylko jedna nitka tunelu. druga jest ciągle w budowie.


Masyw Gór Ucka jest od 1999 roku Narodowym Parkiem Chorwacji.



Wyjeżdżając z tunelu, po drugiej stronie poczuć można orzeźwiającą bryzę Adriatyku...


...z widokiem na chorwacką Rijekę...


... i na Renatę.


Im dalej na północ od chorwackiego wybrzeża, tym pogoda stawała się bardziej kapryśna. Ciemne deszczowe chmury ścigały się z nami po autostradzie w drodze do węgierskiej granicy. Stacje benzynowe znowu okazywały się zbawienne. Paliwo, lody i kawałek dachu.


C.B.S. czyli Centralny Bar Samoobsługowy - Dzisiaj bułki z pasztetem, ogórkiem i keczupem.


Znowu???!!!


Ostatni postój przed granicą z Madziarami.
Kolejny przystanek a zarazem nocleg- Budapeszt.


Przez Budapeszt "przelecieliśmy" w 2011 r. w drodze z Bułgarii.


Jednak przelot ten okazał się zbyt ekspresowy. W tym roku postanowiliśmy zostać tu na jedną noc.


Mamy za sobą wiele europejskich stolic odwiedzonych motocyklowo w nocy. Czas na Budapeszt.


Miasto, które urzekło nas niezliczoną ilością mostów rozpiętych pomiędzy dwoma odległymi brzegami Dunaju.


Podświetlenie mostów momentami przypominało mi nasz wrocławski most uniwersytecki z Uniwerkiem w tle.



Węgrzy świetnie wykorzystali atrybut swojego miasta jakim jest Dunaj. Co chwilę z nadbrzeża odpływały rozśpiewane statki rzeczne...


... na których obwały się dyskoteki i huczne imprezy. Za rejs dyskoteką trzeba zapłacić około 2000-2500 HUF czyli 30-40 zł
Ooo... a tutaj widok jak Most Grunwaldzki we Wrocławiu.


Nocleg w Budapeszcie spędziliśmy w opuszczonym przez studentów na okres wakacji akademiku, który pełnił role niedrogiego hostelu.
Koszt 2-osobowego pokoju z łazienką w ścisłym centrum to 20 euro.


Na granicy Czecho-Słowackiej :)


-Janie, czy drzwi w moim samochodzie otwierają się do góry?
-Nie Jaśnie Panie!
-Czy to oznacza, że znowu jechałem w bagażniku?
Na zdjęciu Lord Dog.


Boboszów. Po raz czwarty wpadamy do Polski przez to przejście graniczne. Wracaliśmy tędy z Chorwacji i Bośni w 2008, z Rumunii i Bułgarii w 2011, z Alp i Wenecji w 2012 i teraz z Istrii. Mamy sentyment do tego przejścia. Jak zawsze pamiątkowa fota przy tablicy "Polska"


A teraz trochę statystyk
- Przejechaliśmy 2600 km
-Odwiedziliśmy 7 krajów
- Średnie spalanie motocykla 5,5l
- koszt paliwa 900 zł
- koszt 13. noclegów dla dwóch osób 2500 zł
- koszty browarów, winka i jadła ściśle tajne.
C.D.N...

6 komentarzy:

  1. Piękna, piękna i raz jeszcze piękna wyprawa i relacja. Towarzyszka również.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały blog, mogłabym go czytać na okrągło. Fantastyczne zdjęcia i niezła maszynka :)
    Życzę powodzenia w konkursie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super. Mam pytanie o ten nocleg w Budapeszcie. Masz może jakieś namiary?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Budapeszcie nocowaliśmy raz, w hostelu
      City hostel Pest 1093 Budapest, Ráday utca 43, Węgry +36 20 443 2883

      Koszt pokoju 2 osobowego z łazienką wspólną dla 2 pokoi to 20 euro. Jest w samym centrum Budapesztu a warunki raczej dla średnio wymagających, jest to rodzaj akademika przerobiony na hostel.Nam się podobało.

      Usuń
    2. Dziękuje za informacje.
      20 za pokój? A czy parking tam był i i ewentualnie możliwość jedzenia?

      Usuń
    3. 20 euro za pokój, nie, nie ma tam gastronomii, jednak przed samym hostelem na ulicy są przynajmniej 2 fastfoody z rabatami dla klientów hostelu a w niedalekiej odległości masa knajpek.Parking jest przed samym hostelem tak jak na 5 zdjęciu od dołu w tym temacie.

      Usuń